W ostatnim czasie głównie czytam książki i nie mam zbytnio ochoty oglądać seriali. Ale potem nagle z każdej strony zostałam otoczona Julie and the Phantoms. Widziałam to na InstaStories i ogólnie na Instagramie, na Netflixie, na Youtubie czy nawet zwykły baner mi gdzieś mignął. Najwidoczniej wszechświat bardzo chciał bym to obejrzała. I jestem mu za to naprawdę wdzięczna.
Na samym początku warto podkreślić, że TAK, TO JEST SERIAL. Z jakiegoś powodu bardzo dużo ludzi zaczynało oglądać myśląc, że to film (ze mną włącznie). Historia rozgrywa się w ciągu dziewięciu trzydziestu-minutowych odcinków i jest niesamowicie wciągająca i uzależniająca. Jeśli zaczniecie oglądać to jestem pewna, że na raz obejrzycie wszystko. Po prostu nie da się inaczej.
Główną bohaterką jest Julie, która rok wcześniej straciła swoją mamę i odziedziczyła po niej talent do muzyki. Sprzątając jej studio, natyka się na płytę znanego zespołu z lat 90 - Sunset Curve. Kiedy jej słucha, nagle materializują się przed nią trzy duchy członków tego właśnie zespołu - Alex, Reggie i Luke.
I myślę, że to właśnie ta trójka była głównym powodem, dla którego oglądałam dalej. Bo powiedzmy sobie szczerze, to nie jest serial wybitny ani górnych lotów. Zaliczyłabym go raczej do tych, które oglądamy kiedy chcemy się rozluźnić i trochę odmóżdżyć. I właśnie postacie i dialogi między nimi wynagradzają nam wszelkie dziury czy zbyt ckliwe momenty. A Alex autentycznie awansował do top 50 najlepszych bohaterów serialowych (a patrząc na to ile oglądam seriali, to naprawdę nie lada wyczyn!).
Najciekawsze jest to, że sięgnęłam po Julie i fantomów totalnie z nudów, a nie dość, że skończyłam oglądając wszystko na raz to jeszcze nie mogę się doczekać kolejnego sezonu! Serial oczywiście ma trochę rys i jeśli miałabym go do czegoś porównywać to z pewnością do Violetty lub Soy Luny, czyli dużo dram, jeszcze więcej piosenek i fabuła tocząca się gdzieś w tle. Ale jest niesamowicie uroczy, momentami potrafi też doprowadzić do łez (serio, były dwie takie sceny co ryczałam jak bóbr) i co najważniejsze - przyciąga.
Julie and the Phantoms jest świetnym serialem do obejrzenia na weekend. Nie zajmie Wam on dużo czasu, choć jest szansa, że piosenki z niego pozostaną w głowach na dłużej. Jeśli tylko podejdziecie do niego na luzie i z lekko przymrużonymi oczami, na pewno się nie zawiedziecie.
A tutaj zostawiam Wam moją ulubioną scenę z Alexem